Prof. Andrzej Jajszczyk. Zdjęcie: P. Kieraciński
Narodowe Centrum Nauki zostało powołane do wspierania działalności naukowej w zakresie badań podstawowych, czyli prac eksperymentalnych lub teoretycznych podejmowanych przede wszystkim w celu zdobycia nowej wiedzy o podstawach zjawisk i obserwowalnych faktów. 4 marca tego roku minęły cztery lata od powstania NCN i powołania prof. Andrzeja Jajszczyka na pierwszego dyrektora Narodowego Centrum Nauki. Pierwsze konkursy grantowe NCN ogłosiło już jedenaście dni później, czyli 15 marca.
Do głównych zadań NCN należą: finansowanie badań naukowych i nadzór nad ich realizacją, współpraca międzynarodowa w ramach finansowania badań podstawowych, inspirowanie i monitorowanie finansowania badań podstawowych ze środków pochodzących spoza budżetu państwa oraz wspieranie młodych naukowców. O przybliżenie i ocenę działalności NCN poprosiłam profesora Andrzeja Jajszczyka. Zapraszam Państwa do przeczytania wywiadu.
Ilona Trębacz
Panie profesorze, 3 marca bieżącego roku zakończyła się pańska kadencja na stanowisku dyrektora Narodowego Centrum Nauki. To dobry czas na podsumowanie tej dziedziny pańskiej pracy zawodowej. Jak Pan ocenia te ostatnie cztery lata? Czy były one czasem wielkich wyzwań?
Te cztery lata były niewątpliwie pracowite, a więc w całości były wyzwaniem. Agencję trzeba było stworzyć od podstaw, zatrudnić odpowiednie osoby, obmyślić jej strukturę i sposób funkcjonowania. Przez te cztery lata zdefiniowaliśmy dziesięć podstawowych typów konkursów. Chcieliśmy dopasować je do potrzeb poszczególnych grup naukowców. Ogłosiliśmy np. konkursy dla najmłodszych naukowców, aby nie musieli oni konkurować z osobami o dużym dorobku naukowym. A więc dla rozpoczynających karierę powstały Etiuda oraz na niewielkie granty dla osób przed doktoratem – Preludium. Sonata i Sonata Bis są przeznaczone dla młodych doktorów. Fuga to konkurs, którego zadaniem jest zwiększenie mobilności naukowców. Wymyśliliśmy go dla tych, którzy po doktoracie zdecydują się przenieść na kilka lat do innego ośrodka naukowego i tam prowadzić badania. Opus to konkurs dla wszystkich, ale osoby z pewnym dorobkiem mają w nim większą szansę zdobycia grantu. Natomiast Maestro jest przeznaczony dla najbardziej doświadczonych naukowców. Symfonia powstała w celu finansowania badań szeroko interdyscyplinarnych. Konkurs prowadzony wspólnie z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, który finansuje projekty badawcze na pograniczu badań podstawowych i stosowanych – to Tango. Polonez jest finansowany z Unii Europejskiej. Narodowe Centrum Nauki stanęło do unijnego konkursu i wygrało pieniądze dla polskich naukowców. Polonez ma finansować pobyt i pracę w polskich uczelniach najlepszych zagranicznych naukowców.
Aby podołać pracy przy organizowaniu tych konkursów, NCN musiało zatrudnić zdolnych ludzi. Udało się nam – co moim zdaniem bardzo ważne – zbudować kulturę tej organizacji. Zgromadziliśmy ponad stu pracowników stanowiących bardzo dobry, zgrany zespół. To jest wielki wspólny sukces wszystkich pracujących w NCN.
Czy organizując praktycznie od zera pracę NCN wzorował się Pan profesor na innej tego typu instytucji?
Jeśli chodzi o funkcjonowanie NCN, to wiele pomysłów zostało zaczerpniętych z najlepszych tego typu organizacji światowych, a w szczególności dwóch instytucji grantowych: z European Research Council, czyli Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych oraz z amerykańskiego National Science Foundation, czyli amerykańskiej Narodowej Fundacji Nauki. Jakkolwiek te i inne tego typu instytucje zatrudniają do przetworzenia tej samej liczby wniosków nawet cztery razy więcej osób niż my.
Nie wszyscy czytelnicy są naukowcami, dlatego dobrze będzie w tym miejscu przybliżyć zadania Narodowego Centrum Nauki.
Zadaniem NCN jest finansowanie badań podstawowych, czyli badań, które dają wiedzę o nas samych i otaczającym nas świecie, bez bezpośredniego przełożenia praktycznego. A więc głównym zadaniem NCN jest przekazywanie pieniędzy naukowcom w postaci grantowej na badania odpowiadające na pytania, jak funkcjonujemy my, ludzie, i jak funkcjonuje świat. To nasze zadanie podstawowe, ale do tego dochodzi współpraca z organizacjami międzynarodowymi zajmującymi się nauką i jej finansowaniem.
Czy w pańskiej ocenie NCN zrealizowało stawiane przed nim zadania?
Oczywiście zawsze można zrobić więcej, ale z zadań, które postawiła nam ustawa o Narodowym Centrum Nauki, wywiązaliśmy się z pewnością dobrze, a pieniądze publiczne dzieliliśmy sprawiedliwie i obiektywnie. Przyznawanie dotacji odbywało się – co warto podkreślić – metodą środowiskową, to znaczy, że oceną wniosków, które do nas nadsyłano, nie zajmowali się urzędnicy; to sami naukowcy decydowali, kto dostanie środki na badania. NCN zapraszało ekspertów z Polski i zagranicy, i to oni określali, który wniosek wart jest finansowania. Nie udało się zadowolić wszystkich, bo jednak wygrywały wnioski najlepsze, a takich – ze względów budżetowych – było kilkanaście procent.
Co było najtrudniejsze podczas zarządzania tak wielkim i ważnym przedsięwzięciem?
Problemów było kilka. Po pierwsze, za mało pracowników w stosunku do ogromu zadań. Po drugie, współpraca z ekspertami. Wśród wielu tysięcy zdarzały się osoby nie tak kompetentne, jakbyśmy tego oczekiwali, ale udało się wypracować metody zarządzania doborem ekspertów i w pewnym sensie ich oceniania, co też było sporym wyzwaniem. I po trzecie, musieliśmy się dopasować do wymagań prawnych, gdyż jako agencja korzystająca z pieniędzy podatników byliśmy zobligowani równoważyć obowiązujące nas zewnętrzne wymagania formalno-prawne z oczekiwaniami naukowców, którzy oczekiwali, że procedury będą jak najprostsze i możliwie zminimalizowane. Po naszej stronie leżało dopilnowanie, aby korzystający z grantów dokładnie rozliczali się z pieniędzy otrzymanych na badania, dlatego wdrożyliśmy proces oceny wykonanych grantów i wyrywkowej kontroli w trakcie ich realizacji.
To rzeczywiście bardzo dużo pracy, którą na dodatek należało zorganizować w bardzo szybkim tempie. Panie Profesorze, skoro już mówimy o wyliczeniach i rozliczeniach, to proszę określić, z jakiej dziedziny nauki badacze najczęściej składali wnioski o finansowanie?
Finansowaliśmy wszystkie obszary nauki, nie było żadnej dyscypliny, która byłaby z góry wykluczona. Rada NCN przyjęła zasadę, że finansujemy najlepsze pomysły niezależnie od tego, z jakiej dyscypliny pochodzą. Początkowo najwięcej pieniędzy przypadło na obszary ścisłe i techniczne, co wynika z kosztów tych badań. W naukach humanistycznych i społecznych zainteresowanie otrzymaniem grantu było nieco mniejsze, ale muszę powiedzieć, że i w tych dziedzinach liczba wniosków systematycznie rosła. Wielu humanistów potrzebowało niewielkich pieniędzy np. na kwerendy biblioteczne czy wyjazd na konferencję – zazwyczaj krajową. W zakresie nauk humanistycznych i społecznych dopiero Narodowe Centrum Nauki uświadomiło wielu badaczom, że można się ubiegać o pieniądze. Inaczej jest w obszarach badań ścisłych – w tej dziedzinie potrzebne są duże środki na prowadzenie badań, dlatego też uczeni od dawna wiedzieli, że muszą poszukiwać dodatkowych źródeł finansowania. Dodatkowym wyzwaniem, jakiemu musieli sprostać grantobiorcy, był wymóg, który postawiło już samo NCN: pełny wniosek opisujący badania musiał być napisany po angielsku. Nie mieliśmy chęci utrudniania życia badaczom, ale jak już mówiłem, eksperci oceniający wnioski pochodzą z różnych stron świata. Początkowo wymóg ten wzbudził opór w środowiskach, gdzie nie było tradycji publikowania czy prowadzenia badań o skali międzynarodowej, nawet jeśli dotyczyły Polski.
Ale chyba szybko uznano to za dobrą praktykę, bo opisywanie własnych badań w języku angielskim umożliwia pokazanie światu, że i u nas prowadzi się badania w różnorodnych dyscyplinach, a przedstawianie wniosków zagranicznym uczonym stanowi ku temu doskonałą okazję. Panie profesorze, czy może Pan wyjawić kwoty, jakimi dysponuje Narodowe Centrum Nauki?
Budżet NCN to nieco mniej niż miliard złotych – to są pieniądze na badania. Natomiast koszty własne to około 3 proc. całego budżetu, z czego największą część stanowiły wynagrodzenia ekspertów. Jeśli chodzi o granty, to są takie konkursy, w których nie ma limitu. Np. w Opusie można było złożyć wniosek grantowy na dowolną sumę. Eksperci podejmowali decyzję na podstawie jakości wniosku i dopasowania budżetu do zadań badawczych. Tu zdarzały się projekty na kilka milionów złotych. Częściej występowały jednak projekty o wartości około jednego miliona zł. NCN publikuje statystyki dotyczące poszczególnych konkursów i wysokości grantów. Poza tym różne granty wymagają różnych kosztów. Młodzi naukowcy, jeszcze przed doktoratem, w konkursie Preludium mogli otrzymać 150 tys. zł, co jak na pierwszy grant jest całkiem sporą sumą. W Etiudzie, poza kilkutysięcznym comiesięcznym stypendium, doktorant otrzymywał pieniądze na obowiązkowy staż zagraniczny do dobrego badawczego ośrodka zagranicznego, gdzie NCN finansowało takiej osobie pobyt w całości. Tak że pieniądze są, choć trzeba przyznać, że nie jest łatwo je dostać.
Mówiąc o badaniach innych, nie sposób nie zapytać o pańską pracę naukową. Czy w czasie kierowania NCN miał Pan czas na własne badania, pisanie, nauczanie?
Bardzo poważnie ograniczyłem swoją działalność naukową, ale nie porzuciłem doktorantów, którymi się opiekowałem. Zamarły natomiast moje badania naukowe, a jeśli chodzi o zajęcia dydaktyczne, to władze rektorskie zgodziły się na ograniczenie mojego pensum dydaktycznego. Zajęcia prowadziłem późnymi popołudniami w dużo mniejszej liczbie godzin niż normalnie jest to wymagane od pracownika naukowego. Ale teraz wracam do pełnych obowiązków.
Jakie ma Pan profesor plany na przyszłość?
Takie jak wszyscy profesorowie wyższych uczelni: dydaktyka i praca naukowa. Na nowo z moimi współpracownikami rozkręcam działania badawcze.
Czyli o granty może się Pan ubiegać w NCN?
Formalnie już teraz mogę, ale to – jeśli w ogóle – nie będzie prędko. Natomiast uważam, że nie będzie tu konfliktu interesów, ponieważ każdy wniosek przechodzi przez ręce ekspertów, nie pracowników, a granty otrzymują wyłącznie najlepsze wnioski.
W maju organizowane są Dni Narodowego Centrum Nauki. Tym razem odbędą się one w Szczecinie, w poprzednich latach były już na Śląsku i w Lublinie. Co się dzieje podczas tych dni i do kogo są kierowane?
Pomysł Dni NCN był taki, aby na krótki czas przenieść Narodowe Centrum Nauki w jakiś inny obszar Polski. Chcieliśmy pokazać osobom, które są zainteresowane naszymi konkursami grantowymi, jakie oferujemy możliwości. Prowadzimy też szkolenia dla pracowników wyższych uczelni, którzy zajmują się administracyjną obsługą grantów. Organizujemy spotkania dla naukowców, szczególnie tych młodszych, podczas których uczymy, jak należy aplikować o granty, jak pisać wnioski. Przedstawiamy naszych grantobiorców, którzy prezentują wyniki swoich badań, uczą, jak dobrze prowadzić badania, a wszystko po to, żeby zachęcić do ubiegania się o finansowanie badań.
Panie profesorze, dlaczego konkursy w NCN mają muzyczne nazwy? Często zdolności do nauk ścisłych idą w parze z uzdolnieniami muzycznymi, czy ma Pan wykształcenie także z tej dziedziny?
Nie, nie jestem muzykiem, ale muzykę lubię oczywiście. Natomiast co do nazw muzycznych – chcąc ogłaszać konkursy, musieliśmy nadać im jakieś nazwy. Zależało mi, aby stworzyć taki zestaw nazw, które byłyby spójne i jednoznacznie kojarzyły się z Narodowym Centrum Nauki. Ogłosiliśmy więc konkurs na nazwę. Wśród wielu propozycji najbardziej spodobały nam się te, które miały odniesienia muzyczne. Nazwy mają więc spójną myśl, są oryginalne dla NCN i jednoznaczne, a biorąc pod uwagę grupę przeznaczenia, określające np. wiek grantobiorcy: Etiuda i Preludium dla młodych, Sonata dla już trochę starszych, Maestro dla doświadczonych naukowców. Nazwa identyfikuje też rodzaj konkursu: np. Tango (a do tanga trzeba dwojga) jest współfinansowany przez NCN i NCBiR.
Krótko mówiąc, przypominając hasło Narodowego Centrum Nauki: NCN gra dla polskiej nauki. Dziękuję za rozmowę, życzę Panu sukcesów naukowych i kolejnych zawodowych wyzwań.
Ilona Trębacz